niedziela, 24 kwietnia 2016

Wewnętrzne dziecko. Jak o nie dbać?



Temat jak z portalu dla matek, przesiąknięty moralnością na poziomie Bravo Girl, ale trafiający w sedno ludzkiego istnienia jak mało co. Jedna z moich koleżanek - dajmy jej na imię Julka, ma problem z nadmierną dziecinnością. Jak jej pomóc?

Myślę, że z tematem dziecinności u dorosłych jest jak ze słuchaniem disco polo. Niby nikt taki nie jest, ale w sumie każdy bardzo by chciał aby jego wewnętrzne dziecko nie dorosło. Ja o swoje dbam, pielęgnuje i je podsycam. Bo moje wewnętrzne dziecko jest źródłem kreatywności w życiu rodzinnym i pracy zawodowej.


Fantazja, fantazja - jest od tego

Nie ma nic złego w tym, że Julka potrafi cieszyć się z najmniejszej rzeczy, oddawać się chwili i zabawie bez reszty. Jeżeli myślisz, że to głupie to zastanów się - czemu poświęcone są Twoje myśli? Stresujesz się kolejnym dniem w pracy, plamą na ulubionej bluzce, kredytem na mieszkanie, koleżanką która powiedziała Ci coś niemiłego. Może znasz też pułapkę zadręczania się potencjalnymi wydarzeniami, które jeszcze się nie zdarzyły i które może nigdy się nie wydarzą?

Ja też to znam, lecz wtedy przypominam sobie o moim wewnętrznym dziecku. Skup się na teraźniejszości, bo przez zmartwienia umykają Ci może najcenniejsze chwile Twojego życia. Dzieci są szczere. Dzieci potrafią się cieszyć, najpiękniej i najmocniej. Turlać się ze śmiechu po podłodze, aż do bólu brzucha. Potrafią żyć na prawdę. 


Życie to są chwile...

Banałem było by stwierdzić, że powinniśmy wszyscy nauczyć się cieszyć chwilami. Ja uważam, że najcenniejsze jest to, aby nauczyć się je kreować. Jako dorośli jesteśmy nudni - tak, powiedziałam to! Ciągle tylko praca, dom, zakupy, ciągle trzymany przy uchu telefon, zawsze 1000 rzeczy do zrobienia.

I właśnie dlatego, musimy budzić w sobie dziecko. By robić to na co się ma ochotę i niczego się nie wstydzić, a zdanie „nudnych” dorosłych, którzy już zapomnieli jak to jest być dzieckiem, mieć głęboko w … nosie. Czasami przechodzący ludzie rzucają mi niechętne spojrzenia typu – co ta stara krowa robi np. kiedy tańczę na ulicy wracając z moim chłopakiem pod rękę, ale nie przejmuję się tym, bo w tym momencie, jestem szczęśliwa. Bardzo lubię takie chwile.


Spróbuj tego! Przypomnij sobie jak to jest:

- cieszyć się z małych rzeczy

- żyć teraźniejszością

- być sobą, nie starając się wpisywać w oczekiwania - tak po prostu, bez udawania

- nie zastanawiać się co powiedzą Twoi koledzy, koleżanki, rodzice, znajomi z pracy

- wpaść na jakiś pomysł i od razu go zrealizować - bez zaglądania w terminarz

- nie doszukiwać się drugiego dna, postrzegać świat i ludzi prosto - wszystko takim jakim jest

- wierzyć w Świętego Mikołaja, Wróżki Zębuszki, Czarownice

- leżeć na trawie i wpatrywać się w obłoki nie martwiąc się o to, że Twoje idealne ubranie się pogniecie

- okazywać uczucia, bez obawy, co kto sobie o Tobie pomyśli

- uśmiechać się bez powodu, kierować się sercem i decydować się na propozycje innych osób z radością


Mam dla Ciebie trzy zadania spróbuj czy potrafisz jeszcze przejść stopa za stopą po całym krawężniku, pokoloruj kredkami jakiś obrazek, opisz siebie w dzieciństwie. Trzema określeniami.
Ja dziś szłam tak wracając z zakupów, tam kupiłam sobie nową kolorowankę. A teraz opisuję siebie z dzieciństwa:


Z wyobraźnią, własnym zdaniem i szczęśliwa. Do dziś taka jestem. A Ty?

Mówiła Mi.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Krótka lekcja o kolorach


Koleżanka Mówiła Mi o tym, że faceci nie rozróżniają kolorów. I ja zgadzam się z tym, dziś krytyka mężczyzn i lekcja o tym „Czego jeszcze nie wiecie o kolorach”. To edukacyjny post o odcieniu unisex.


Instytut Pantone nie próżnował! Słynna korporacja zajmująca się identyfikacją kolorów wydała w grudniu pod koniec ubiegłego roku, raport na temat barw, które obowiązują w sezonie wiosna-lato 2016. Dlaczego odświeżam tą informację? Bo jest ważna dla wszystkich estetek, modniś, fanek ładnych rzeczy, ale przede wszystkim niesie za sobą potężny walor edukacyjny dla płci nieodróżniającej kolorów – czyli mężczyzn.


Nie rozpoznają kolorów bo wyszli z jaskiń!

Umiejętność zauważenia drapieżników, zwierząt, czy ptaków na które polowali przodkowie dzisiejszych mężczyzn stanowiła umiejętność na wagę życia. Zdolności do rozpoznawania kolorów, szybkiej rejestracji barw przez oko z pewnością ułatwiała szybciej spostrzec potencjalny obiad lub odróżnić soczyste jagody na deser od tych, które sprawią, że łowca nabawi się bólu brzucha. Śmiem twierdzić, że ciocia ewolucja troszczyła się o to, by nasze oczy i mózgi świetnie radziły sobie z rejestrowaniem i wykorzystywaniem informacji o kolorach.


Dziś mamy jakiś zgrzyt. Żyjemy poza jaskiniami, drapieżników średnio się boimy, wyszukiwanie informacji o kolorach stało się domeną bardziej damską, niż męską. Coś gdzieś się zacięło. Wprawne oko łowców dostało zeza, a wyostrzyło się u kobiet.



Jedyny taki mężczyzna - Pan Ton

Pan Ton, to tak naprawdę Pantone Color Matching System nazywany potocznie skalą Pantone. To taka firma działająca w branży poligraficznej od dziesięcioleci, która wymyśliła pewną skalę barw, w której znajduje się ponad tysiąc kolorów. Tak, właśnie! Ponad tysiąc kolorów – znajdźcie mi proszę osobę, która ma przyswojoną ich taką ilość, a na dodatek je rozpoznaje na kiwnięcie palcem i tworzy nowe. Panom podpowiem, że to coś takiego jak wzornik do malowania ścian. Z tym, że Pantone’y są trochę dokładniejsze i rozbieżność między barwą we wzorniku i na końcowym produkcie nie jest tak duża jak to bywa z farbami ściennymi.


Za co ja kocham Pantone?
W tym roku, kocham go za kolory, które wyznaczył jako obowiązujące dla sezonu wiosna-lato 2016. W zestawieniu ogólnym znalazło się 10 odcieni inspirowanych sztuką. A dwa z nich są kolorami roku!

„Mają reprezentować świat, w którym żyjemy, zarówno ten organiczny, jak i stworzony przez nas. Dizajnerzy chcą zmusić nas do refleksji i wejścia do świata eskapizmu. Znaczącą rolę odegrali również artyści znani z odważnej kreski i palety kolorystycznej - od Matisse'a, Picassa i Franka Stelli do Esther Stewart i Sama Fallsa". Kolory są jednocześńie wibrujące, ale i naturalne, wręcz wyciszające. Nie ma też podziału na płeć, w tym roku rządzi unisex”.


Słowa autorów brzmią całkiem mądrze i ładnie. Ok, zgadzam się. Ale najważniejsze jest to, że one po prostu się świetnie prezentują. Wystarczy na nie spojrzeć. To połączenie pasteli, które ja wręcz ubóstwiam i kocham. To odcień w sam raz dla blondynek o szarych oczach - takich jak ja! Jako Mówiła Mi - strażnik estetyki i dobrego smaku wśród moich znajomych apeluję o mądre ich wykorzystanie. Inspirujcie się - zwłaszcza Ci, którzy planujecie swoje śluby (a wiem, że to robicie!). 



Rose Quartz "
nadaje łagodny ton, daje odczucie spokoju", za to Serenity jest jak kolor "sklepienia nieba, przynosząc uczucie wytchnienia nawet w tych burzliwych czasach". 




Jak dla mnie te pastele sprawdzają się świetnie nie tylko w wersji "total look", ale również w połączeniach z ciemnymi czy jaskrawymi kolorami - od szarości i brązów, po zielenie i intensywne żółcie. Ja chętnie przemycam je do swojej szafy, która wręcz magnetycznie przyciąga róż. To także ulubiony odcień dodatków do mojego skromnego lokum, w którym ściany są o odcieniu gołębim. Nic tak nie dodaje mu uroku jak te dwa odcienie. Poniżej kilka inspiracji:


Panowie, zapamiętajcie! W tym roku chcemy dostawać prezenty w kolorach Serenity i Rose Quartz! Panie, nie brońcie się przed tymi pięknymi kolorami.

Jako wielki fan grafiki i wizualizacji - wiem, że to kolory, które na stałe zostaną w mojej palecie. Nawet jeżeli przestaną obowiązywać jako "kolory sezonu, roku" czy jak tam inaczej je nazywają.





Mówiła Mi.






niedziela, 10 kwietnia 2016

Jak to robię (nie tylko) z mężczyznami?


Już kolejna osoba mówiła Mi „Ty to masz wspaniałego chłopaka - jesteście taką dobraną parą”. Ja odpowiadam - jak to robię i dlaczego jest to dziecinnie proste? Chcę Wam opowiedzieć jak to się robi...nie tylko z mężczyzną, ale w każdej relacji ludzkiej.

To trochę jak przepis na ciasto. A na pewno na uniwersalne ciasto – takie, które świetnie smakuje w towarzystwie i w każdej relacji międzyludzkiej. Nie za słodkie, nie słone. Trochę pikantne i z nutką goryczy.

Mam ochotę zawołać „Powiedz mi jak radzisz sobie z mężczyznami, a powiem Ci jak traktujesz swoje otoczenie”, ale się powstrzymam – nie ma miejsca dla drugiego Paulo Coelho w internetach.

Komu, komu, księcia na białym koniu?
Oczywiście, że każda by chciała! Jak go znaleźć? Podpowiedź, nie będzie miał złotej zbroi, srebrzystego miecza po kolana i rumaka o grzywie gładszej od końcówek Twoich włosów. Tak naprawdę nie ma cech charakterystycznych. Dziewczyny, musicie przyjąć do wiadomości, że skoro w każdej z nas drzemie księżniczka – to w każdym mężczyźnie jest coś z królewicza.

„Nie umiem mówić o uczuciach” - to nie wymówka
Mówiły mi o tym nie tylko moje koleżanki, ale też płeć z męska w moim otoczeniu. Niestety, nie spodziewajmy się, że potencjalni książęta będą nam recytować wyznania jak z filmów – nawet jeśli będą to robić, to może być to trochę podejrzane... 

Chyba nikt nie lubi opowiadać o swoich najgłębszych uczuciach, więc warto to uszanować. W naszym związku lubimy do siebie mówić, chodź też nie przychodzi nam łatwo. Nie ma nic przyjemniejszego niż pierwsze wyznania, opowieści o sobie i wszelkie dowody na to, że otwieramy się na siebie. Słuchajmy, a będą do nas mówić!



Dobre i złe emocje, czyli zmień swoją pieluszkę
Tą zasadę do naszego związku wprowadził mój partner. Jak przystało na dziewczę, które wyrastało na męskich ideałach z filmów, książek i bajek Disneya sądziłam, że w dobrym związku nie ma problemów, kłótni. Jest różowo, pachnie fiołkami i watą cukrową. Dopiero po pierwszym roku budowania swojej relacji zrozumiałam, że to chyba niewykonalne i niezdrowe - od waty cukrowej prędzej czy później wypadają zęby.

Kiedy dziecko coś boli, ono po prostu płacze. Kiedy jest mu źle - płacze. Kiedy ma mokrą pieluszkę - eureka, płacze! Dlaczego my mamy w tej pieluszce trwać? Jesteśmy dorośli - pozbądźmy się problemu od razu. Jeżeli chcesz być Miss Wyrozumiałości w każdej sytuacji to uważaj, szarfa i korona mogą nie pasować do piżamy w psychiatryku.

Spontaniczność
Ile wymówek w ciągu minionego tygodnia udało Ci się wcisnąć, żeby czegoś nie zrobić – a w szczególności, żeby się z kimś nie spotkać? Robisz to innym, więc dlaczego inni mają się ciągle Ciebie pytać o to samo, skoro odpowiedź z Twoich ust będzie jak poczta głosowa „Jestem dla Ciebie poza zasięgiem – spróbuj później”. Zastanawialiście się kiedyś nad tym czy to nie przez Wasze reakcje budujecie sobie sami wokół siebie mur?

Ok. Skoro już się nim ogrodziliście, to może warto poza niego wyjść. Nie mam problemu z tym, żeby zaproponować mojemu partnerowi sposób na spędzenie piątkowego wieczoru jeżeli on tego nie zrobił. Nie uważam, że to „ON powinien”. Na szali związku są dwie osoby, żadna nie powinna dawać więcej niż druga – inaczej wszystko spada.

Mój przepis
Odpowiadając na pytanie – jaki jest przepis? Uważam, że na związek idealny składają się: długotrwale i cierpliwie budowana przyjaźń. Tak wymieszaną relację doprawiamy zaufaniem
i szczerością i podpiekamy obustronnym zainteresowaniem. Wszystko razem bierzemy
w swoje ręce i dodajemy moje ulubione nadzienie – namiętność.

Mówiła.Mi





sobota, 2 kwietnia 2016

"Zostawiłam chłopaka i jestem szczęśliwa"


To był jeden ze zwykłych babskich wieczorów. Wino, rozmowy, wyznania. To jedno szczególnie utkwiło mi w głowie: „ Zostawiłam Tomka i wiecie co? Jest mi z tym dobrze.”

Historia Kopciuszka
Życie to nie bajka, ale czasem zastanawiam się jak wyglądałyby bajki, gdyby ich bohaterowie podejmowali inne decyzje. Kopciuszek byłaby zupełnie inną kobietą, gdyby pokazała środkowy palec do swojej macochy i jej córek. Byłaby kobietą z charakterem, a nie popychadłem, które musiało czekać na pomoc dobrej wróżki. Morał jest prosty – nie czekajmy na cud, bierzmy sprawy w swoje ręce!

Ania powiedziała Mi, że zostawiła swojego wieloletniego partnera. Mówiła jeszcze więcej, że długo do tego dojrzewała, usprawiedliwiała swoją decyzję, dzieliła się obawami, że moment po rozstaniu wyobrażała sobie inaczej. Miała wręcz wyrzuty sumienia, że nie płacze w poduszkę dniami i nocami i nie czeka na sms-y od swojego byłego chłopaka.

Było jej dziwie – bo widać było po niej, że rozstanie jej służy, że rozkwitła, ale z drugiej strony miała obraz wszystkich tych powinności w jakie rzucają się kobiety po nieudanym związku. Dlaczego boimy się prawdy? Zdanie, które wypowiedziała Ania może zadziwiać, ale które moim zdaniem dowodzi dojrzałości i oznacza „Miałam tyle siły i zdrowego rozsądku, aby wyrwać się z pułapki przyzwyczajeń”.

Kobietę poznaje się po tym, jak kończy
Od tamtej pory zastanawiam się dlaczego kobiety żyją przeświadczeniem, że rozstanie to coś jak śmierć za życia i po czym należy płakać i przeżywać żałobę. To dowód dojrzałości i odwagi przed samą sobą, aby przyznać się otoczeniu „Nie wyszło nam i nie mam zamiaru się męczyć, bo tak chcecie”. Ania wspomniała też o tym, że najgorszym nie było zmierzenie się twarzą w twarz w szczerej rozmowie z partnerem, ale starcie z oczekiwaniem najbliższej rodziny i otoczeniem. Współczuję jej ciągłych odpowiedzi na pytania "I co teraz dalej z Wami będzie?" Jak to co? Nie ma już Nas, My, Wam. Jestem ja i moje cele. To moment, kiedy ona odzyskała wszystko to co poświęcała dla swojego "byłego chłopaka". I powiem Wam w sekrecie - nikt nie wypowiada tego określenia "MÓJ BYŁY CHŁOPAK" z taką radością i ulgą! To długa historia, jednak ja mogę śmiało stwierdzić, że moja koleżanka napisała alternatywną historię Kopciuszka.

"Kopciuszek przerwała oddzielanie grochu z popiołem, które zleciła jej macocha. Poszła do jej pokoju, otworzyła szafę z ulubionymi kreacjami i cisnęła w nią całe swoje niedokończone dzieło. Zabrała swoje rzeczy i wyszła z domu. Nie poszła na bal, nie poznała nigdy księcia, nie musiała przymierzać buta, którego przymierzało całe królestwo... - w sumie to ciekawe, że Kopciuszek wzięła ten bucik po tylu laskach, które pchały w nie swoje mieszczańskie i wieśniacze stopy. Przecież ona była tą ostatnią w królestwie.I chyba w sumie dobrze, że w mojej alternatywnej wersji nie ma miejsca na takie ekscesy. Ona po prostu wyszła i zaczęła żyć własnym życiem...i żyła długo i szczęśliwie."

Wóz albo przewóz
Czy Ania zrobiła dobrze? Na pewno pytała o to samą siebie, ale moim zdaniem powinna była zapytać się o co innego – "co by było gdyby tego nie zrobiła"? Widmo nieszczęśliwego związku na całe życie, przesiąkniętego rutyną, brakiem chęci naprawy, wzajemnego żalu i fałszywych obowiązków względem siebie są moim zdaniem wystarczającą odpowiedzią. Nie akceptuję życia w pozornym szczęściu.


Jeżeli człowiek, który siedzi obok Ciebie, nie daje Ci choćby jednego najmniejszego powodu do radości w ciągu całego dnia – a przyprawia o dziesięć zmartwień...czas zadać sobie pytanie, na które Ania już sobie odpowiedziała.

Czy Ania podjęła słuszną decyzję? A co Ty byś zrobiła?


Mówiła Mi.